UWAGA, UWAGA, SŁUCHAJCIE, SŁUCHAJCIE!
Stała się rzecz niesłychana, a mianowicie...
Stała się rzecz niesłychana, a mianowicie...
TAK. Wróciłam na bloga! Znowu!
Znowu się opuściłam, ale tym razem kompletnie nie miałam weny!
POWAGA.
POWAGA.
Aktualnie piszę prosto z Międzywodzia i wdycham ostatnie wakacyjne powietrze, jednakże... wraz z wakacjami porządnie wypoczęłam, tak więc wróciła i wena, którą szkoła wyprała w natłoku sprawdzianów. Ehh, no cóż, bywa i tak.
A jak wasze wakacje?
A jak wasze wakacje?
Opowiadania będą jednak pojawiać się rzadziej, bo znów nadchodzi szkoła itd. Ale będą. Przynajmniej raz/dwa na miesiąc mam zamiar coś opublikować. Do tego dochodzi praca nad drugim blogiem, o którym wspomnę później.
Jak sami już pewnie zauważyliście - pojawiłam się z totalnie nowym designem bloga, a wszystko to jest mojego autorstwa (z małą pomocą filmików Lizz Kaviste przy CSS'ie c; ), mam nadzieję, że się wam podoba, piszcie koniecznie, co sądzicie!!
Po prawej są też etykiety *kategorie*, aby łatwiej było wyszukać to, co was interesuje :)
Po prawej są też etykiety *kategorie*, aby łatwiej było wyszukać to, co was interesuje :)
Mam nowe opowiadanie, które zaczęłam dawno temu i dziś skończyłam. Shujo ai, ale jestem z niego zadowolona. Parring Minzy i Dary z 2NE1, zamówione przez Patrycję ;)
Nie przedłużam już, miłego czytania i zapraszam do komentowania i obserwacji bloga! ;)
![]() |
| *zdjęcie z Internetu* |
~ zamówienie dla Patrycji, one shot, shujo ai ~
Chyba was pogięło.
- Ja nie chcę się stąd wyprowadzić! - krzyczałam to już trzeci raz.
- Ale kochanie, my nie pytamy cię o zdanie na ten temat. Po prostu informujemy o naszych planach na najbliższy czas- moja mama była stanowcza, zdystansowana i nieugięta. Jak zawsze... super.
Szybko wstałam z kanapy, wybiegłam z salonu i popędziłam do mojego pokoju na piętrze. Kiedy już zatrzasnęłam drzwi z hukiem, oparłam się o nie plecami i powoli "zjechałam" do pozycji siedzącej. Podciągnęłam kolana pod brodę i oparłam o nie czoło.
- Nienawidzę was - wyszeptałam.
Znów to samo. Znowu przeprowadzka... w ciągu szesnastu lat mojego życia zmieniłam miejsce zamieszkania siedem razy. Mój tata miał wielką firmę i co jakiś czas musiał gdzieś wyjechać, a ja z mamą razem z nim. Moi rodzice są Koreańczykami, a ja urodziłam się w Seulu. Tam do czwartego roku życia się wychowywałam.
Moja pierwsza daleka podróż odbyła się dokładnie dzień po moich czwartych urodzinach. Wtedy było to dla mnie rzeczą fascynującą... nowe miejsce, nowe możliwości i znajomości. Celem naszej wyprawy była Portugalia.
Myślałam, że tam zostaniemy, ale gdzie tam. Dwa lata później rodzice zadecydowali, że zacznę naukę w szkole na Islandii, gdzie wyjechaliśmy z wyprzedzeniem niemal rocznym, zanim mój tata dostał termin pracy tam.
No i wszystko fajnie. Islandczycy zaakceptowali fakt moich skośnych oczu, udało mi się znaleźć prawdziwych przyjaciół.
Kiedy jednak przekroczyłam liczbę dziewięć, szlag jasny to trafił. Nowy wyjazd, kierunek - Chiny. Rok później Australia. Dwa lata od czwartej przeprowadzki Indonezja. Po roku zaś Nowa Zelandia, a ponad rok temu zawitaliśmy tu, czyli Szkocja.
Od czasów Portugalii nikt nie przyjął mnie w tak życzliwy sposób. Wszędzie trafiałam w trakcie roku szkolnego, byłam wyśmiewana za azjatyckie pochodzenie i oczy... no, z wyjątkiem Chin. Tam ludzie gnębili mnie za to, że uczyłam się wręcz bardzo dobrze.
Wracając do Szkocji, jest to zdecydowanie moje miejsce na świecie i nie mam zamiaru go zmieniać.
Do tego momentu myślałam, że to koniec. Tata planował przebudowę domu, mama znalazła pracę w wydawnictwie...
I nagle tata dostał wezwanie do USA. Nie chcę tam jechać. Zawsze słyszałam, że Amerykanie są okropni, a w tamtejszych szkołach ktoś "odmienny" nie ma życia.
Ale moi rodzice tego nie pojmują. Po ich minach wywnioskowałam, że też nie są zadowoleni, ale najwyraźniej nie ma wyjścia.
Wstałam i podeszłam do ściany, którą pokrywało lustro. Puściłam głośno muzykę z mojego telefonu i zaczęłam się poruszać w jej rytm. Najpierw powoli, leciutko... kiedy muzyka przyspieszała, przechodząc w dynamiczne brzmienie, ja robiłam to samo z moim ciałem. Moje ruchy były coraz bardziej zacięte, brutalne i ktoś mógłby pomyśleć, że chcę zniszczyć lustro przede mną. Musiałam pozbyć się emocji. Zmęczyć, nie myśleć o tym, co usłyszałam tego wieczora. A na to pozwalał mi tylko taniec. Był moją pasją, odkąd obejrzałam turniej tańca w Chinach. Od tamtego czasu tańczę cały czas. W domu, na ulicy i w szkole, gdy nikt nie patrzy. Od sześciu lat jest to moim jedynym sposobem, aby nie popaść w depresję, przez stres wywoływany nowymi szkołami i ciągłymi zmianami miejsca zamieszkania.
Kiedy muzyka się skończyła, opadłam na dywan, bez sił do niczego. Po chwili z komórki popłynęła moja ulubiona ballada. Przy jej dźwiękach zasnęłam, nawet nie próbując wstać i położyć się w łóżku.
- Ja nie chcę się stąd wyprowadzić! - krzyczałam to już trzeci raz.
- Ale kochanie, my nie pytamy cię o zdanie na ten temat. Po prostu informujemy o naszych planach na najbliższy czas- moja mama była stanowcza, zdystansowana i nieugięta. Jak zawsze... super.
Szybko wstałam z kanapy, wybiegłam z salonu i popędziłam do mojego pokoju na piętrze. Kiedy już zatrzasnęłam drzwi z hukiem, oparłam się o nie plecami i powoli "zjechałam" do pozycji siedzącej. Podciągnęłam kolana pod brodę i oparłam o nie czoło.
- Nienawidzę was - wyszeptałam.
Znów to samo. Znowu przeprowadzka... w ciągu szesnastu lat mojego życia zmieniłam miejsce zamieszkania siedem razy. Mój tata miał wielką firmę i co jakiś czas musiał gdzieś wyjechać, a ja z mamą razem z nim. Moi rodzice są Koreańczykami, a ja urodziłam się w Seulu. Tam do czwartego roku życia się wychowywałam.
Moja pierwsza daleka podróż odbyła się dokładnie dzień po moich czwartych urodzinach. Wtedy było to dla mnie rzeczą fascynującą... nowe miejsce, nowe możliwości i znajomości. Celem naszej wyprawy była Portugalia.
Myślałam, że tam zostaniemy, ale gdzie tam. Dwa lata później rodzice zadecydowali, że zacznę naukę w szkole na Islandii, gdzie wyjechaliśmy z wyprzedzeniem niemal rocznym, zanim mój tata dostał termin pracy tam.
No i wszystko fajnie. Islandczycy zaakceptowali fakt moich skośnych oczu, udało mi się znaleźć prawdziwych przyjaciół.
Kiedy jednak przekroczyłam liczbę dziewięć, szlag jasny to trafił. Nowy wyjazd, kierunek - Chiny. Rok później Australia. Dwa lata od czwartej przeprowadzki Indonezja. Po roku zaś Nowa Zelandia, a ponad rok temu zawitaliśmy tu, czyli Szkocja.
Od czasów Portugalii nikt nie przyjął mnie w tak życzliwy sposób. Wszędzie trafiałam w trakcie roku szkolnego, byłam wyśmiewana za azjatyckie pochodzenie i oczy... no, z wyjątkiem Chin. Tam ludzie gnębili mnie za to, że uczyłam się wręcz bardzo dobrze.
Wracając do Szkocji, jest to zdecydowanie moje miejsce na świecie i nie mam zamiaru go zmieniać.
Do tego momentu myślałam, że to koniec. Tata planował przebudowę domu, mama znalazła pracę w wydawnictwie...
I nagle tata dostał wezwanie do USA. Nie chcę tam jechać. Zawsze słyszałam, że Amerykanie są okropni, a w tamtejszych szkołach ktoś "odmienny" nie ma życia.
Ale moi rodzice tego nie pojmują. Po ich minach wywnioskowałam, że też nie są zadowoleni, ale najwyraźniej nie ma wyjścia.
Wstałam i podeszłam do ściany, którą pokrywało lustro. Puściłam głośno muzykę z mojego telefonu i zaczęłam się poruszać w jej rytm. Najpierw powoli, leciutko... kiedy muzyka przyspieszała, przechodząc w dynamiczne brzmienie, ja robiłam to samo z moim ciałem. Moje ruchy były coraz bardziej zacięte, brutalne i ktoś mógłby pomyśleć, że chcę zniszczyć lustro przede mną. Musiałam pozbyć się emocji. Zmęczyć, nie myśleć o tym, co usłyszałam tego wieczora. A na to pozwalał mi tylko taniec. Był moją pasją, odkąd obejrzałam turniej tańca w Chinach. Od tamtego czasu tańczę cały czas. W domu, na ulicy i w szkole, gdy nikt nie patrzy. Od sześciu lat jest to moim jedynym sposobem, aby nie popaść w depresję, przez stres wywoływany nowymi szkołami i ciągłymi zmianami miejsca zamieszkania.
Kiedy muzyka się skończyła, opadłam na dywan, bez sił do niczego. Po chwili z komórki popłynęła moja ulubiona ballada. Przy jej dźwiękach zasnęłam, nawet nie próbując wstać i położyć się w łóżku.
*~*~*
Od rana słyszałam tylko jedno hasło:
- Pakuj się, Minzy.
Uświadomiłam sobie, że nie warto tracić czasu na strojenie fochów rodzicom, więc przystosowałam się do "rozkazu".
Spod łóżka wyciągnęłam ogromną walizkę w czarno-białą kratę, układającą się w moje imię na bordowym tle. W środku były jeszcze dwie walizki - średnia i całkiem mała.
Otworzyłam szafę i zaczęłam układać ubrania w największej walizce. Potem kosmetyki i kolekcja porcelanowych figurek z Islandii. Do średniej spakowałam buty, torebki, biżuterię i laptop. A także album, w którym znajdowały się zdjęcia z całego mojego życia. Uwieczniałam tu najpiękniejsze chwile. Do najmniejszej torby zmieściłam resztę moich drobiazgów. Jeszcze dwa pudła z książkami i plecak z najpotrzebniejszymi rzeczami, które zawsze mam przy sobie.
Byłam gotowa.
Samolot odlatywał wieczorem. Mając dużo czasu wybrałam się na spacer, ostatni po tym pięknym kraju.
Będąc w parku zauważyłam azjatycką dziewczynę. Miała długie blond włosy z brązowymi pasemkami. Siedziała na ławce i oglądała zdjęcia w czarnym aparacie. Była całkiem ładna. Kiedy przechodziłam podniosła głowę i spojrzała na mnie.
- Czekaj! - zawołała z uśmiechem. Zatrzymałam się i odwróciłam do niej. - Mogę ci zrobić zdjęcie?
- Yyy... t-tak, jasne - zaskoczyła mnie i to bardzo. Wskazała mi miejsce na ścieżce, na tle jesiennych drzew. Siedząc na ławce uniosła aparat do twarzy, a ja uśmiechnęłam się pozując.
- Dziękuję. Wiesz, nadawałabyś się na fotomodelkę - powiedziała nieznajoma blondynka zza aparatu.
Zaśmiałam się.
- Ja? O nie, to nie dla mnie. Przepraszam cię, muszę już lecieć - pomachałam jej na pożegnanie i oddaliłam się, wyciągając z kieszeni dzwoniący telefon. Tata.
Musiałam szybko wracać, bo przyspieszyli godzinę lotu. Odwróciłam się, żeby spojrzeć na nieznajomą, ale jej już nie było.
- Pakuj się, Minzy.
Uświadomiłam sobie, że nie warto tracić czasu na strojenie fochów rodzicom, więc przystosowałam się do "rozkazu".
Spod łóżka wyciągnęłam ogromną walizkę w czarno-białą kratę, układającą się w moje imię na bordowym tle. W środku były jeszcze dwie walizki - średnia i całkiem mała.
Otworzyłam szafę i zaczęłam układać ubrania w największej walizce. Potem kosmetyki i kolekcja porcelanowych figurek z Islandii. Do średniej spakowałam buty, torebki, biżuterię i laptop. A także album, w którym znajdowały się zdjęcia z całego mojego życia. Uwieczniałam tu najpiękniejsze chwile. Do najmniejszej torby zmieściłam resztę moich drobiazgów. Jeszcze dwa pudła z książkami i plecak z najpotrzebniejszymi rzeczami, które zawsze mam przy sobie.
Byłam gotowa.
Samolot odlatywał wieczorem. Mając dużo czasu wybrałam się na spacer, ostatni po tym pięknym kraju.
Będąc w parku zauważyłam azjatycką dziewczynę. Miała długie blond włosy z brązowymi pasemkami. Siedziała na ławce i oglądała zdjęcia w czarnym aparacie. Była całkiem ładna. Kiedy przechodziłam podniosła głowę i spojrzała na mnie.
- Czekaj! - zawołała z uśmiechem. Zatrzymałam się i odwróciłam do niej. - Mogę ci zrobić zdjęcie?
- Yyy... t-tak, jasne - zaskoczyła mnie i to bardzo. Wskazała mi miejsce na ścieżce, na tle jesiennych drzew. Siedząc na ławce uniosła aparat do twarzy, a ja uśmiechnęłam się pozując.
- Dziękuję. Wiesz, nadawałabyś się na fotomodelkę - powiedziała nieznajoma blondynka zza aparatu.
Zaśmiałam się.
- Ja? O nie, to nie dla mnie. Przepraszam cię, muszę już lecieć - pomachałam jej na pożegnanie i oddaliłam się, wyciągając z kieszeni dzwoniący telefon. Tata.
Musiałam szybko wracać, bo przyspieszyli godzinę lotu. Odwróciłam się, żeby spojrzeć na nieznajomą, ale jej już nie było.
*~*~*
Kilkanaście godzin później otworzyłam oczy w samolocie lądującym w Ameryce Północnej. Po odebraniu bagażu czekał na nas mężczyzna z firmy taty, miał nas zaprowadzić do samochodu.
Droga do nowego domu była długa, trwała chyba dwie godziny. W końcu jednak dotarliśmy do Chicago. Kiedy zobaczyłam "dom", to oczy prawie wyszły mi z orbit. To była willa! Jak mały pałac! Z tyłu basen, piękny ogród, wielki dom... i to wszystko dla naszej trójki? No nieźle, tego jeszcze w naszej podróży dookoła świata nie było.
Mój pokój był nieziemski. Ogromny, wielkie łóżko, garderoba, toaletka, stolik z dwoma fotelami, łazienka i śliczne komody. Poczułam się, jak w bajce. Niczym księżniczka. Ten dom był tak piękny i wspaniały, że nie umiałam opisać go słowami.
Położyłam się na moim nowym łóżku i westchnęłam.
- Ta Ameryka chyba jednak nie jest taka zła - po raz pierwszy od spotkania tajemniczej fotografki w parku, na moją twarz wypłynął uśmiech.
Droga do nowego domu była długa, trwała chyba dwie godziny. W końcu jednak dotarliśmy do Chicago. Kiedy zobaczyłam "dom", to oczy prawie wyszły mi z orbit. To była willa! Jak mały pałac! Z tyłu basen, piękny ogród, wielki dom... i to wszystko dla naszej trójki? No nieźle, tego jeszcze w naszej podróży dookoła świata nie było.
Mój pokój był nieziemski. Ogromny, wielkie łóżko, garderoba, toaletka, stolik z dwoma fotelami, łazienka i śliczne komody. Poczułam się, jak w bajce. Niczym księżniczka. Ten dom był tak piękny i wspaniały, że nie umiałam opisać go słowami.
Położyłam się na moim nowym łóżku i westchnęłam.
- Ta Ameryka chyba jednak nie jest taka zła - po raz pierwszy od spotkania tajemniczej fotografki w parku, na moją twarz wypłynął uśmiech.
~*~*~
Dwa dni później miałam iść do nowej szkoły. Książki zakupione, nie ma wyjścia.
No niestety. W dodatku beznadziejne mundurki... życie nie jest idealne.
Poszłam. Już od wejścia zauważyłam, że nikt nie gapi się na mnie, jak na kosmitę, nie wytyka palcami i nie szepcze za plecami. O dziwo, Azjatów było tu bardzo dużo!
Udałam się do sekretariatu, tam otrzymałam plan lekcji i mapkę szkoły. Jednak mimo mapy, nie mogłam trafić do klasy. Podeszłam do grupki rozgadanej grupki dziewczyn.
- Hej - zaczęłam nieśmiało. - Przepraszam, gdzie jest sala numer trzydzieści siedem?
Popatrzyły na mnie z pogardą i odeszły. Okej, chyba trafiłam na jakieś szkolne divy. Już miałam odejść, gdy usłyszałam za plecami męski głos.
- Po schodach na prawo, korytarzem prosto i trzeci skręt w lewo, pierwsze drzwi.
Odwróciłam się. Za mną stał wyższy o głowę, czarnowłosy chłopak. No, no, ładny.
- Dzięki - powiedziałam. Podszedł do mnie i wyciągnął rękę.
- Jake - przywitał się. Uścisnęliśmy sobie ręce.
- Minji, ale możesz mówić Minzy.
Wow. Naprawdę powiedziałam do nieznanego gościa więcej, niż jedno słowo.
Jake zaprowadził mnie do sali. Okazało się, że jesteśmy razem w klasie. Usiadł nawet ze mną w ławce.
Cały dzień chodził za mną jak cień. Gadaliśmy, śmialiśmy się i wytworzyła się między nami więź. Czułam, jakby był moim przyjacielem od zawsze.
Kiedy wychodziłam ze szkoły, zobaczyłam znajome, długie blond włosy i brązowe pasemka. Ten sam aparat. I ta sama śliczna twarz. Podeszłam do ławki, na której siedziała i usiadłam obok. O rany! Ona oglądała moje zdjęcia z parku! Nawet nie wiedziałam, jak ładnie wyszły... chrząknęłam i obniżyłam głos.
- To chyba nie zdjęcia z naszego parku?
Blondynka nie podniosła na mnie wzroku.
- Nie. To w Szkocji.
Ten sam głos.
- To twoja przyjaciółka? - zapytałam.
- Nie - westchnęła. - Spotkałam ją w tym parku. Ale to chyba było nasze ostatnie spotkanie.
- Dlaczego? - autentycznie się zdziwiłam.
- Teraz jestem w Ameryce, tysiące kilometrów dalej. Nawet nie wiem, jak miała ma imię...
Zrobiło mi się smutno i jednocześnie serce waliło mi strasznie na myśl, że zaraz to zmienię.
- Ojej, to rzeczywiście źle... dobrze, że tylko tak myślisz.
Dziewczyna spojrzała na mnie i zaniemówiła. W jej oczach widziałam, jak się cieszy. Uśmiechnęła się.
- To naprawdę ty?!
- We własnej osobie - również się uśmiechnęłam. - W ogóle, to jestem Minji, ale możesz mówić Minzy.
- Sandara, ale możesz mówić Dara.
Zaśmiałyśmy się. Nie wiem dlaczego, ale ją przytuliłam. Coś mi tak kazało.
No niestety. W dodatku beznadziejne mundurki... życie nie jest idealne.
Poszłam. Już od wejścia zauważyłam, że nikt nie gapi się na mnie, jak na kosmitę, nie wytyka palcami i nie szepcze za plecami. O dziwo, Azjatów było tu bardzo dużo!
Udałam się do sekretariatu, tam otrzymałam plan lekcji i mapkę szkoły. Jednak mimo mapy, nie mogłam trafić do klasy. Podeszłam do grupki rozgadanej grupki dziewczyn.
- Hej - zaczęłam nieśmiało. - Przepraszam, gdzie jest sala numer trzydzieści siedem?
Popatrzyły na mnie z pogardą i odeszły. Okej, chyba trafiłam na jakieś szkolne divy. Już miałam odejść, gdy usłyszałam za plecami męski głos.
- Po schodach na prawo, korytarzem prosto i trzeci skręt w lewo, pierwsze drzwi.
Odwróciłam się. Za mną stał wyższy o głowę, czarnowłosy chłopak. No, no, ładny.
- Dzięki - powiedziałam. Podszedł do mnie i wyciągnął rękę.
- Jake - przywitał się. Uścisnęliśmy sobie ręce.
- Minji, ale możesz mówić Minzy.
Wow. Naprawdę powiedziałam do nieznanego gościa więcej, niż jedno słowo.
Jake zaprowadził mnie do sali. Okazało się, że jesteśmy razem w klasie. Usiadł nawet ze mną w ławce.
Cały dzień chodził za mną jak cień. Gadaliśmy, śmialiśmy się i wytworzyła się między nami więź. Czułam, jakby był moim przyjacielem od zawsze.
Kiedy wychodziłam ze szkoły, zobaczyłam znajome, długie blond włosy i brązowe pasemka. Ten sam aparat. I ta sama śliczna twarz. Podeszłam do ławki, na której siedziała i usiadłam obok. O rany! Ona oglądała moje zdjęcia z parku! Nawet nie wiedziałam, jak ładnie wyszły... chrząknęłam i obniżyłam głos.
- To chyba nie zdjęcia z naszego parku?
Blondynka nie podniosła na mnie wzroku.
- Nie. To w Szkocji.
Ten sam głos.
- To twoja przyjaciółka? - zapytałam.
- Nie - westchnęła. - Spotkałam ją w tym parku. Ale to chyba było nasze ostatnie spotkanie.
- Dlaczego? - autentycznie się zdziwiłam.
- Teraz jestem w Ameryce, tysiące kilometrów dalej. Nawet nie wiem, jak miała ma imię...
Zrobiło mi się smutno i jednocześnie serce waliło mi strasznie na myśl, że zaraz to zmienię.
- Ojej, to rzeczywiście źle... dobrze, że tylko tak myślisz.
Dziewczyna spojrzała na mnie i zaniemówiła. W jej oczach widziałam, jak się cieszy. Uśmiechnęła się.
- To naprawdę ty?!
- We własnej osobie - również się uśmiechnęłam. - W ogóle, to jestem Minji, ale możesz mówić Minzy.
- Sandara, ale możesz mówić Dara.
Zaśmiałyśmy się. Nie wiem dlaczego, ale ją przytuliłam. Coś mi tak kazało.
*~*~*
Spędziłyśmy razem fantastyczne popołudnie. Byłyśmy na zakupach, skoczyłyśmy do fajnej knajpki i dużo rozmawiałyśmy. Zakończyłyśmy ten czas siedząc w pokoju Dary. Przeglądałyśmy kupione czasopisma - Elle, Cosmopolitan i Vogue. Moje ulubione.
- O rany, patrz! - leżąca na łóżku blondynka wychyliła się do mnie. Siedziałam po turecku na podłodze i czytałam Elle. Przyjaciółka pokazała mi Vogue, który trzymała w rękach.
- Ona jest taka idealna... chciałabym być jak ona! - westchnęła. Spojrzałam na kolorową stronę. Jennifer Lopez, o tak, jest wspaniała. Ale moją uwagę przyciągnął Johnny Depp z sąsiedniej kartki.
- Spójrz, to dopiero ideał - zabrałam gazetę z rąk Sandary. Teraz ja westchnęłam.
- Ee, tam. Nie w moim guście - usłyszałam śmiech nad głową. Rzuciłam się ze śmiechem na dziewczynę, okładając ją magazynem. Śmiałyśmy się obie. W końcu zmęczone padłyśmy na łóżko. Było duże i miękkie. Miało jasnozieloną narzutę i fioletowe poduszki. Meble były dębowe, a pokój miał jasnoróżowe ściany. Podobało mi się tu. Czułam się jak a domu.
Niestety robiło się późno i musiałam wracać. Pożegnałam się z Darą i skierowałam do domu. Trzeba przyznać, że jak na pierwszy dzień, to moja orientacja w terenie była niezła.
Po około dwudziestu minutach dotarłam na miejsce.
Szybko odrobiłam lekcje, umyłam się i położyłam do łóżka z książką.
Nagle zawibrował mój telefon. To Jake. Mimowolnie uśmiechnęłam się.
"Jak tam po pierwszym dniu w szkole?" pisał. Szybko odpowiedziałam, że nie spodziewałam się tak dobrego rozpoczęcia.
I była to prawda. Pierwszego dnia znalazłam przyjaciół, Jake'a i Darę. Niesamowite...
Czy mogłam mieć większe szczęście?
- O rany, patrz! - leżąca na łóżku blondynka wychyliła się do mnie. Siedziałam po turecku na podłodze i czytałam Elle. Przyjaciółka pokazała mi Vogue, który trzymała w rękach.
- Ona jest taka idealna... chciałabym być jak ona! - westchnęła. Spojrzałam na kolorową stronę. Jennifer Lopez, o tak, jest wspaniała. Ale moją uwagę przyciągnął Johnny Depp z sąsiedniej kartki.
- Spójrz, to dopiero ideał - zabrałam gazetę z rąk Sandary. Teraz ja westchnęłam.
- Ee, tam. Nie w moim guście - usłyszałam śmiech nad głową. Rzuciłam się ze śmiechem na dziewczynę, okładając ją magazynem. Śmiałyśmy się obie. W końcu zmęczone padłyśmy na łóżko. Było duże i miękkie. Miało jasnozieloną narzutę i fioletowe poduszki. Meble były dębowe, a pokój miał jasnoróżowe ściany. Podobało mi się tu. Czułam się jak a domu.
Niestety robiło się późno i musiałam wracać. Pożegnałam się z Darą i skierowałam do domu. Trzeba przyznać, że jak na pierwszy dzień, to moja orientacja w terenie była niezła.
Po około dwudziestu minutach dotarłam na miejsce.
Szybko odrobiłam lekcje, umyłam się i położyłam do łóżka z książką.
Nagle zawibrował mój telefon. To Jake. Mimowolnie uśmiechnęłam się.
"Jak tam po pierwszym dniu w szkole?" pisał. Szybko odpowiedziałam, że nie spodziewałam się tak dobrego rozpoczęcia.
I była to prawda. Pierwszego dnia znalazłam przyjaciół, Jake'a i Darę. Niesamowite...
Czy mogłam mieć większe szczęście?
*~*~*
Minął miesiąc od przeprowadzki, zmiany szkoły. Czułam się tu, w Ameryce, o niebo lepiej niż gdziekolwiek indziej. Mimo wszystko. Do tego codzienne spotkania z nowymi przyjaciółmi.
Własnie wracałam ze szkoły, kiedy podbiegł do mnie Jake.
- Hej - przywitał się. - Masz jakieś plany na dzisiaj?
- Hmm, nie, a co? - odpowiedziałam.
- Może pójdziemy na spacer? - zaproponował.
Świetny pomysł! Od razu się zgodziłam.
Po paru minutach doszliśmy do parku. Bardzo lubię to miejsce, jest tu tak przyjemnie...
Chodziliśmy po parku niemal cały dzień. W pewnym momencie Jake przyciągnął mnie do siebie i pocałował. Nie spodziewałam się tego, ale odwzajemniłam pocałunek...
- Minji - wyszeptał - kocham Cię... zostaniesz moją dziewczyną?
- Tak - odszepnęłam bez wahania.
Nie wiem jak wróciłam do domu, bo w tym momenice nic nie liczyło się dla mnie bardziej od niego.
Własnie wracałam ze szkoły, kiedy podbiegł do mnie Jake.
- Hej - przywitał się. - Masz jakieś plany na dzisiaj?
- Hmm, nie, a co? - odpowiedziałam.
- Może pójdziemy na spacer? - zaproponował.
Świetny pomysł! Od razu się zgodziłam.
Po paru minutach doszliśmy do parku. Bardzo lubię to miejsce, jest tu tak przyjemnie...
Chodziliśmy po parku niemal cały dzień. W pewnym momencie Jake przyciągnął mnie do siebie i pocałował. Nie spodziewałam się tego, ale odwzajemniłam pocałunek...
- Minji - wyszeptał - kocham Cię... zostaniesz moją dziewczyną?
- Tak - odszepnęłam bez wahania.
Nie wiem jak wróciłam do domu, bo w tym momenice nic nie liczyło się dla mnie bardziej od niego.
~*~*~
Dara, odkąd powiedziałam jej o mnie i Jake'u, zaczęła mnie unikać. Udaje, że nie słyszy, gdy wołam ją na korytarzu i szybko odchodzi. Po szkole nigdzie nie mogę jej znaleźć. Dziwne. Myślałam, że się przyjaźnimy, a tymczasem ona zachowuje się jak dziecko.
Co jest grane? Nie dawało mi to spokoju. W końcu po tygodniu nie wytrzymałam i w piątek poszłam do niej prosto po lekcjach. Kiedy zapukałam, otworzyła jej mama. Była uśmiechnięta, jak zawsze.
- Dzień dobry - przywitałam się. - Jest może Sandara?
Pani Park zgasł uśmiech na ustach, widziałam, że się zmieszała.
- Przykro mi, wyjechała na weekend.
Powiedziała to szybko i zamknęła drzwi. Zamurowało mnie. O co wszystkim chodzi?!
No ale okej. Minął weekend. Tydzień. Dwa. Nic. Sandary Park jak nie było tak nie ma. O ludzie... dzwoniłam do niej chyba sto razy dziennie. Zero kontaktu. Poważnie się bałam. Pani Park już nie otwierała mi drzwi. Co się stało? Nie wiem. Nie mam już sił...
Co jest grane? Nie dawało mi to spokoju. W końcu po tygodniu nie wytrzymałam i w piątek poszłam do niej prosto po lekcjach. Kiedy zapukałam, otworzyła jej mama. Była uśmiechnięta, jak zawsze.
- Dzień dobry - przywitałam się. - Jest może Sandara?
Pani Park zgasł uśmiech na ustach, widziałam, że się zmieszała.
- Przykro mi, wyjechała na weekend.
Powiedziała to szybko i zamknęła drzwi. Zamurowało mnie. O co wszystkim chodzi?!
No ale okej. Minął weekend. Tydzień. Dwa. Nic. Sandary Park jak nie było tak nie ma. O ludzie... dzwoniłam do niej chyba sto razy dziennie. Zero kontaktu. Poważnie się bałam. Pani Park już nie otwierała mi drzwi. Co się stało? Nie wiem. Nie mam już sił...
*~*~*
Rok później.
Kierowałam się do parku, gdzie umówiłam się z Jake'iem. W uszach miałam słuchawki. Nagle ktoś dotknął mojego ramienia. Podskoczyłam jak oparzona i odwróciłam się. Słuchawki wypadły mi z uszu. Krzyk uwiązł w gardle. Zamarłam. Oto przede mną stała Ona. Dziewczyna, dzięki której polubiłam Amerykę. Przez którą zaznałam przyjaźni. To przez nią płakałam nocami. Za nią tęskniłam, a ona tak po prostu mnie zignorowała, zapadła się pod ziemię. Teraz stała przede mną.
Jakiś czas temu udało mi się o niej zapomnieć i wmówić sobie, że nie wróci. Ale nie zapomniałam, jaka jest piękna i jaka bije od niej niezwykła aura. Jej włosy nie były już koloru blond, ale rude. Nie było brązowych pasemek, ale mocno granatowe, prawie czarne, jeszcze dłuższe niż wcześniej. Jej wzrok zdradzał ulgę, upokorzenie, zmieszanie, tęsknotę i radość jednocześnie.
Westchnęła.
- Dawno cię nie widziałam - powiedziała tak dobrze znanym mi głosem. - Zmieniłaś się.
Rzeczywiście. Ścięłam włosy i zafarbowałam je na głęboką czerń, ale sama nie zauważyłam w sobie większych zmian.
- Ty także - odpowiedziałam chłodno i niepewnie. Po chwili coś we mnie pękło i nie wytrzymałam. Do oczu napłynęły mi łzy.
- Ty... jak mogłaś?! Jak mogłaś tak po prostu najpierw mnie zignorować totalnie i unikać, a później bez słowa zniknąć?! Nawet nie chciałaś ze mną pogadać, nie wiedziałam co jest grane! Masz świadomość ile przez ciebie straciłam nerwów?!
Płakałam. Ze złości. Tęsknoty. Wszystkiego.
Sandara nie odpowiedziała mi od razu.
- Słuchaj... nie chcę robić cyrku przed całym Chicago. Pójdziesz ze mną w jedno miejsce? Pogadać? Inaczej odejdę i już nigdy mnie nie zobaczysz.
Czy miałam inny wybór, jeśli chciałam uzyskać odpowiedzi na moje pytania? Poszłam za nią. Szłyśmy długo i dawno straciłam orientację w terenie. Po drodze przez las znalazłyśmy się nad jeziorem. Rany, było pięknie! Gdyby nie okoliczności, przez jakie tu jestem, byłaby to prawdziwa sielanka.
Dara usiadła na trawie. Zrobiłam to samo. Po dłuższej chwili milczenia odezwała się cicho:
- Opowiem ci wszystko. Ale proszę, nie przerywaj mi, mimo tego, co usłyszysz.
Spojrzała na mnie. Przytaknęłam. Ruda westchnęła i mówiła dalej.
- Kiedy powiedziałaś mi, że chodzisz z Jake'iem, coś... czułam się, jakby ktoś rozbił mi szklankę w środku, a szkło wbiło się w moją skórę od wewnątrz. Widziałam, że mieliście się ku sobie, ale w głębi duszy liczyłam na to, że to się jednak nie uda.
Niestety, zostaliście parą. Czekałam, ale zapowiadało się na długi związek. Uciekłam. Najpierw z domu. Potem wróciłam, aby odlecieć z rodziną do Japonii. Miałam tajne źródła. Wiedziałam, co się u ciebie dzieje. Że tęsknisz i mnie nienawidzisz. Ale to bolało. Musiałam zapomnieć.
Przestałam interesować się twoim życiem. W końcu wróciłam tutaj. Od znajomych wiedziałam, że dalej chodzisz z nim. Ale ukrywanie tego... to wszystko mnie przerosło i musiałam sama przekonać się o tym, na czym stoję. Zobaczyłam cię w parku i po prostu musiałam podejść. Minji... ja chyba jestem w tobie zakochana.
Głos załamał jej się na ostatnich słowach, a mnie jeszcze bardziej zamurowało. Nie wiedziałam, co odpowiedzieć, a kiedy już próbowałam się odezwać Dara szybko wstała, chwyciła torbę i rzuciła się biegiem w las, wiedziałam, że zaczęła płakać.
Pobiegłam za nią.
- Dara! - krzyczałam. - Sandara czekaj na mnie!
Nie mogłam znowu jej stracić. Mimo wszystko dalej była moją przyjaciółką, a przynajmniej miałam taką nadzieję.
Biegłam i krzyczałam, po chwili jednak zwolniłam. Chodziłam po lesie, dalej wołając, ale bez skutku. Niedługo potem zaczęło się ściemniać. Ruszyłam w kierunku mojego domu, ale pomyślałam, że może to być moja ostatnia szansa na zdobycie odpowiedzi na moje pytania, więc popędziłam prosto do domu państwa Park. W drodze odpisałam szybko i krótko do wydzwaniającego Jake'a, przepraszając. Pewnie się nieźle martwił, ale teraz miałam ważniejszą rzecz do załatwienia niż randka. To mogło poczekać.
Widziałam światła domu z daleka, moja ulga była ogromna, gdy w oknie Dary także. Pomyślałam jednak, że jak zapukam do drzwi, to mnie nie wpuszczą. Wtedy moją uwagę przyciągnęła wierzba stojąca tuż obok domu, której gałęzie wchodziły do okna mojej przyjaciółki. Wdrapałam się na drzewo i po chwili stałam na parapecie. Kiedy zajrzałam do środka, Dara leżała na łóżku, delikatnie drżąc. Wydawało mi się, że płacze i na ten widok serce mi się ścisnęło. Wzięłam oddech i zapukałam w szybę. Dziewczyna przestała drgać i w zwolnionym tempie odwróciła głowę w moją stronę. Zobaczyłam w jej oczach strach i zaskoczenie. Ponagliłam ją gestem ręki i dopiero wtedy wolno podeszła do okna, ale otworzyła je na niewielką szerokość.
- Co chcesz? - zapytała oschle, pociągając nosem.
- Pogadać. Nie dałaś mi nawet dojść do słowa nad jeziorem!
- Ale nie masz nic do powiedzenia, nie mamy o czym gadać. Wiem, że uważasz mnie za idiotkę, ale nie mogę już cofnąć czasu. Przepraszam cię, ale muszę iść do rodziców.
Chciała zamknąć okno, ale powstrzymałam ją nogą. Siłą je otworzyłam i wślizgnęłam się do środka. Stanęłam na przeciwko pozornie wkurzonej brunetki i popatrzyłam jej w oczy.
- Nigdzie się nie wybieram, dopóki ze mną nie porozmawiasz - mówiłam stanowczo, cedząc każde słowo wyraźnie.
Sandara otworzyła usta chcąc się ze mną spierać, ale szybko zrezygnowała i westchnęła przeciągle odchodząc i usiadła na łóżku.
- Więc? - zapytała, zakładając nogę na nogę. Wbiła we mnie spojrzenie, które z powodzeniem rozcięłoby stal.
Wzięłam głęboki oddech i zaczęłam mówić.
- Więc... przez całą drogę tutaj myślałam to tym, co mi powiedziałaś. Wbrew temu, co myślisz... okej, na początku byłam zszokowana. Zdziwiona. Dalej byłam zła, że wyjechałaś. Ale w tym wszystkim poczułam też ulgę, w pewnym sensie - przechadzałam się po pokoju i nerwowo strzelałam palcami. Kolejny wdech. Boże, co ja wyprawiam.
Kontynuowałam jednak.
- Kiedy zobaczyłam cię dzisiaj w parku, to ja... wydaję mi się, że zrozumiałam. Tak cholernie za tobą tęskniłam, że... nawet jak Jake wyjechał w wakacje czegoś takiego nie czułam. I teraz wiem. To nie była taka tęsknota, jak za przyjaciółką... to było coś więcej.
Opadłam na kanapę obok dziewczyny ze szkockiego parku. W jej oczach widziałam, że targają nią różne uczucia.
- Boże, Dara. Mam wrażenie, że... nie, to nie jest wrażenie. Ja cię kurde kocham.
Jeśli opadła mi szczęka dzisiejszego popołudnia, po wyznaniu Sandary, to mogę śmiało ująć, że jej ta szczęka wypadła z zawiasów. Patrzyła na mnie jak na idiotkę.
- To ma być żart? Minzy, ty przecież jesteś szczęśliwa ze swoim chłopakiem, a ja... mogłam w ogóle nie wracać i zapomniałabyś o mnie - wstała. - Znam cię i wiem, że jesteś za dobra i zrobisz wszystko, żeby znowu było jak dawniej. Nic do mnie nie czujesz, uważasz mnie za dziwną, bo kocham się w dziewczynie!
- Nieprawda! - krzyknęłam, wstając z kanapy. - Nie wiesz, co czuję, a kiedy wreszcie to zrozumiałam, to ty mi nie wierzysz.
Nie wiem, czy to przez mój oskarżycielski ton, ale po policzkach Dary zaczęły spływać pojedyncze łzy.
- To jest za piękne, żeby mogło być prawdziwe, Minji. Ja... - nie było jej dane dokończyć. Nie wiem, czy to pod wpływem impulsu, czy jak, ale podeszłam do osoby, którą kocham i teraz to zrozumiałam. Podeszłam i obejmując ją ramionami pocałowałam ją usta. Nie wykluczając opcji, że zrobiłam to, aby się z nią nie kłócić.
Sandara stała zaskoczona, ale po chwili się rozluźniła i odwzajemniła pocałunek. Kiedy uniosłam głowę mocno przytuliła się do mnie, dalej płacząc.
- Tak strasznie za tobą tęskniłam...
- Ja też, Dara. Ale już po wszystkim.
- Nie... - dziewczyna odsunęła się i spojrzała na mnie. - Za trzy godziny wyjeżdżam do Japonii...
- Co?! - wyprostowałam się i spojrzałam na nią, pewna, że na mojej twarzy malowało się przerażenie i ból. To samo odnalazłam na twarzy Dary.
- Rodzice... powiedzieli, że mam tu tylko jeden dzień, bo tam mama ma nową pracę i... kurde, ja nie wiem co mam robić.
Stałyśmy tak, nie wiedząc co począć. Po chwili głową Dary podniosła się z błyskiem w oku.
- Wiem! Rodzice proponowali kilka miesięcy temu, że jeśli będę chciała, to mogą mi wynająć mieszkanie. Ale ja wtedy odmówiłam, może jednak nie wszystko stracone...
Kierowałam się do parku, gdzie umówiłam się z Jake'iem. W uszach miałam słuchawki. Nagle ktoś dotknął mojego ramienia. Podskoczyłam jak oparzona i odwróciłam się. Słuchawki wypadły mi z uszu. Krzyk uwiązł w gardle. Zamarłam. Oto przede mną stała Ona. Dziewczyna, dzięki której polubiłam Amerykę. Przez którą zaznałam przyjaźni. To przez nią płakałam nocami. Za nią tęskniłam, a ona tak po prostu mnie zignorowała, zapadła się pod ziemię. Teraz stała przede mną.
Jakiś czas temu udało mi się o niej zapomnieć i wmówić sobie, że nie wróci. Ale nie zapomniałam, jaka jest piękna i jaka bije od niej niezwykła aura. Jej włosy nie były już koloru blond, ale rude. Nie było brązowych pasemek, ale mocno granatowe, prawie czarne, jeszcze dłuższe niż wcześniej. Jej wzrok zdradzał ulgę, upokorzenie, zmieszanie, tęsknotę i radość jednocześnie.
Westchnęła.
- Dawno cię nie widziałam - powiedziała tak dobrze znanym mi głosem. - Zmieniłaś się.
Rzeczywiście. Ścięłam włosy i zafarbowałam je na głęboką czerń, ale sama nie zauważyłam w sobie większych zmian.
- Ty także - odpowiedziałam chłodno i niepewnie. Po chwili coś we mnie pękło i nie wytrzymałam. Do oczu napłynęły mi łzy.
- Ty... jak mogłaś?! Jak mogłaś tak po prostu najpierw mnie zignorować totalnie i unikać, a później bez słowa zniknąć?! Nawet nie chciałaś ze mną pogadać, nie wiedziałam co jest grane! Masz świadomość ile przez ciebie straciłam nerwów?!
Płakałam. Ze złości. Tęsknoty. Wszystkiego.
Sandara nie odpowiedziała mi od razu.
- Słuchaj... nie chcę robić cyrku przed całym Chicago. Pójdziesz ze mną w jedno miejsce? Pogadać? Inaczej odejdę i już nigdy mnie nie zobaczysz.
Czy miałam inny wybór, jeśli chciałam uzyskać odpowiedzi na moje pytania? Poszłam za nią. Szłyśmy długo i dawno straciłam orientację w terenie. Po drodze przez las znalazłyśmy się nad jeziorem. Rany, było pięknie! Gdyby nie okoliczności, przez jakie tu jestem, byłaby to prawdziwa sielanka.
Dara usiadła na trawie. Zrobiłam to samo. Po dłuższej chwili milczenia odezwała się cicho:
- Opowiem ci wszystko. Ale proszę, nie przerywaj mi, mimo tego, co usłyszysz.
Spojrzała na mnie. Przytaknęłam. Ruda westchnęła i mówiła dalej.
- Kiedy powiedziałaś mi, że chodzisz z Jake'iem, coś... czułam się, jakby ktoś rozbił mi szklankę w środku, a szkło wbiło się w moją skórę od wewnątrz. Widziałam, że mieliście się ku sobie, ale w głębi duszy liczyłam na to, że to się jednak nie uda.
Niestety, zostaliście parą. Czekałam, ale zapowiadało się na długi związek. Uciekłam. Najpierw z domu. Potem wróciłam, aby odlecieć z rodziną do Japonii. Miałam tajne źródła. Wiedziałam, co się u ciebie dzieje. Że tęsknisz i mnie nienawidzisz. Ale to bolało. Musiałam zapomnieć.
Przestałam interesować się twoim życiem. W końcu wróciłam tutaj. Od znajomych wiedziałam, że dalej chodzisz z nim. Ale ukrywanie tego... to wszystko mnie przerosło i musiałam sama przekonać się o tym, na czym stoję. Zobaczyłam cię w parku i po prostu musiałam podejść. Minji... ja chyba jestem w tobie zakochana.
Głos załamał jej się na ostatnich słowach, a mnie jeszcze bardziej zamurowało. Nie wiedziałam, co odpowiedzieć, a kiedy już próbowałam się odezwać Dara szybko wstała, chwyciła torbę i rzuciła się biegiem w las, wiedziałam, że zaczęła płakać.
Pobiegłam za nią.
- Dara! - krzyczałam. - Sandara czekaj na mnie!
Nie mogłam znowu jej stracić. Mimo wszystko dalej była moją przyjaciółką, a przynajmniej miałam taką nadzieję.
Biegłam i krzyczałam, po chwili jednak zwolniłam. Chodziłam po lesie, dalej wołając, ale bez skutku. Niedługo potem zaczęło się ściemniać. Ruszyłam w kierunku mojego domu, ale pomyślałam, że może to być moja ostatnia szansa na zdobycie odpowiedzi na moje pytania, więc popędziłam prosto do domu państwa Park. W drodze odpisałam szybko i krótko do wydzwaniającego Jake'a, przepraszając. Pewnie się nieźle martwił, ale teraz miałam ważniejszą rzecz do załatwienia niż randka. To mogło poczekać.
Widziałam światła domu z daleka, moja ulga była ogromna, gdy w oknie Dary także. Pomyślałam jednak, że jak zapukam do drzwi, to mnie nie wpuszczą. Wtedy moją uwagę przyciągnęła wierzba stojąca tuż obok domu, której gałęzie wchodziły do okna mojej przyjaciółki. Wdrapałam się na drzewo i po chwili stałam na parapecie. Kiedy zajrzałam do środka, Dara leżała na łóżku, delikatnie drżąc. Wydawało mi się, że płacze i na ten widok serce mi się ścisnęło. Wzięłam oddech i zapukałam w szybę. Dziewczyna przestała drgać i w zwolnionym tempie odwróciła głowę w moją stronę. Zobaczyłam w jej oczach strach i zaskoczenie. Ponagliłam ją gestem ręki i dopiero wtedy wolno podeszła do okna, ale otworzyła je na niewielką szerokość.
- Co chcesz? - zapytała oschle, pociągając nosem.
- Pogadać. Nie dałaś mi nawet dojść do słowa nad jeziorem!
- Ale nie masz nic do powiedzenia, nie mamy o czym gadać. Wiem, że uważasz mnie za idiotkę, ale nie mogę już cofnąć czasu. Przepraszam cię, ale muszę iść do rodziców.
Chciała zamknąć okno, ale powstrzymałam ją nogą. Siłą je otworzyłam i wślizgnęłam się do środka. Stanęłam na przeciwko pozornie wkurzonej brunetki i popatrzyłam jej w oczy.
- Nigdzie się nie wybieram, dopóki ze mną nie porozmawiasz - mówiłam stanowczo, cedząc każde słowo wyraźnie.
Sandara otworzyła usta chcąc się ze mną spierać, ale szybko zrezygnowała i westchnęła przeciągle odchodząc i usiadła na łóżku.
- Więc? - zapytała, zakładając nogę na nogę. Wbiła we mnie spojrzenie, które z powodzeniem rozcięłoby stal.
Wzięłam głęboki oddech i zaczęłam mówić.
- Więc... przez całą drogę tutaj myślałam to tym, co mi powiedziałaś. Wbrew temu, co myślisz... okej, na początku byłam zszokowana. Zdziwiona. Dalej byłam zła, że wyjechałaś. Ale w tym wszystkim poczułam też ulgę, w pewnym sensie - przechadzałam się po pokoju i nerwowo strzelałam palcami. Kolejny wdech. Boże, co ja wyprawiam.
Kontynuowałam jednak.
- Kiedy zobaczyłam cię dzisiaj w parku, to ja... wydaję mi się, że zrozumiałam. Tak cholernie za tobą tęskniłam, że... nawet jak Jake wyjechał w wakacje czegoś takiego nie czułam. I teraz wiem. To nie była taka tęsknota, jak za przyjaciółką... to było coś więcej.
Opadłam na kanapę obok dziewczyny ze szkockiego parku. W jej oczach widziałam, że targają nią różne uczucia.
- Boże, Dara. Mam wrażenie, że... nie, to nie jest wrażenie. Ja cię kurde kocham.
Jeśli opadła mi szczęka dzisiejszego popołudnia, po wyznaniu Sandary, to mogę śmiało ująć, że jej ta szczęka wypadła z zawiasów. Patrzyła na mnie jak na idiotkę.
- To ma być żart? Minzy, ty przecież jesteś szczęśliwa ze swoim chłopakiem, a ja... mogłam w ogóle nie wracać i zapomniałabyś o mnie - wstała. - Znam cię i wiem, że jesteś za dobra i zrobisz wszystko, żeby znowu było jak dawniej. Nic do mnie nie czujesz, uważasz mnie za dziwną, bo kocham się w dziewczynie!
- Nieprawda! - krzyknęłam, wstając z kanapy. - Nie wiesz, co czuję, a kiedy wreszcie to zrozumiałam, to ty mi nie wierzysz.
Nie wiem, czy to przez mój oskarżycielski ton, ale po policzkach Dary zaczęły spływać pojedyncze łzy.
- To jest za piękne, żeby mogło być prawdziwe, Minji. Ja... - nie było jej dane dokończyć. Nie wiem, czy to pod wpływem impulsu, czy jak, ale podeszłam do osoby, którą kocham i teraz to zrozumiałam. Podeszłam i obejmując ją ramionami pocałowałam ją usta. Nie wykluczając opcji, że zrobiłam to, aby się z nią nie kłócić.
Sandara stała zaskoczona, ale po chwili się rozluźniła i odwzajemniła pocałunek. Kiedy uniosłam głowę mocno przytuliła się do mnie, dalej płacząc.
- Tak strasznie za tobą tęskniłam...
- Ja też, Dara. Ale już po wszystkim.
- Nie... - dziewczyna odsunęła się i spojrzała na mnie. - Za trzy godziny wyjeżdżam do Japonii...
- Co?! - wyprostowałam się i spojrzałam na nią, pewna, że na mojej twarzy malowało się przerażenie i ból. To samo odnalazłam na twarzy Dary.
- Rodzice... powiedzieli, że mam tu tylko jeden dzień, bo tam mama ma nową pracę i... kurde, ja nie wiem co mam robić.
Stałyśmy tak, nie wiedząc co począć. Po chwili głową Dary podniosła się z błyskiem w oku.
- Wiem! Rodzice proponowali kilka miesięcy temu, że jeśli będę chciała, to mogą mi wynająć mieszkanie. Ale ja wtedy odmówiłam, może jednak nie wszystko stracone...
*~*~*
- Przylatujesz za tydzień, tak?
Pytałam po raz setny, ale musiałam mieć pewność. Sandara porozmawiała z rodzicami i udało jej się załatwić mieszkanie na rok szkolny. Najpierw musiała jednak wrócić do Japonii, żeby zabrać papiery potrzebne do szkoły. Za tydzień miała wrócić i zamieszkać sama w Chicago, teraz jednak ja miałam kroczyć u jej boku. I byłam z tego powodu niesamowicie szczęśliwa.
Pomimo, że Dara miała wrócić za kilka dni, to żegnałyśmy się serdecznie. Stałyśmy długo przed terminalem, wtulone w siebie, dopóki rodzice nie zawołali mojej nowej drugiej połówki. To znaczy, nie uważałyśmy nas za parę, ale bratnie dusze. Czekała mnie jeszcze rozmowa z Jake'iem... myślę jednak, że nie sprawię mu dużego bólu, bo od kilku tygodni bywałam zazdrosna o jego nową przyjaciółkę. Mam tylko nadzieję, że uda nam się pozostać kolegami z klasy.
Kiedy Dara zniknęła za bramkami, kierując się do samolotu, zaczęłam tęsknić. Wracając do domu napisałam jej SMS-a, powiadamiając o tym. Mimo wymogów samolotu, zanim wyłączyła telefon dostałam odpowiedź: JA TEŻ, JESZCZE BARDZIEJ. NA ZAWSZE?
I jeszcze dłużej.
Pytałam po raz setny, ale musiałam mieć pewność. Sandara porozmawiała z rodzicami i udało jej się załatwić mieszkanie na rok szkolny. Najpierw musiała jednak wrócić do Japonii, żeby zabrać papiery potrzebne do szkoły. Za tydzień miała wrócić i zamieszkać sama w Chicago, teraz jednak ja miałam kroczyć u jej boku. I byłam z tego powodu niesamowicie szczęśliwa.
Pomimo, że Dara miała wrócić za kilka dni, to żegnałyśmy się serdecznie. Stałyśmy długo przed terminalem, wtulone w siebie, dopóki rodzice nie zawołali mojej nowej drugiej połówki. To znaczy, nie uważałyśmy nas za parę, ale bratnie dusze. Czekała mnie jeszcze rozmowa z Jake'iem... myślę jednak, że nie sprawię mu dużego bólu, bo od kilku tygodni bywałam zazdrosna o jego nową przyjaciółkę. Mam tylko nadzieję, że uda nam się pozostać kolegami z klasy.
Kiedy Dara zniknęła za bramkami, kierując się do samolotu, zaczęłam tęsknić. Wracając do domu napisałam jej SMS-a, powiadamiając o tym. Mimo wymogów samolotu, zanim wyłączyła telefon dostałam odpowiedź: JA TEŻ, JESZCZE BARDZIEJ. NA ZAWSZE?
I jeszcze dłużej.
~Meggy
Jestem w trakcie pisania nowego scenariusza, opowiadania oraz jednego fanfiction.
W następnym poście wstawię jednak kryminał pisany na konkurs jeszcze w trakcie roku szkolnego ♥
W następnym poście wstawię jednak kryminał pisany na konkurs jeszcze w trakcie roku szkolnego ♥
Mam też do was pytanie, widzicie błędy ortograficzne? Myślę o poszukaniu bety...
